Spis treści
- Osiedla na terenach poprzemysłowych
- Problem istnieje, a system nie jest skuteczny
- Kary niewspółmierne do zagrożenia
- Zanieczyszczenia powinny być badane, a remediacja jest obowiązkowa
- Możliwe zmiany w prawie. Wchodzą przepisy dotyczące monitorowania gleb
- System identyfikacji skażonych gleb
- Wzmożonych kontroli nie będzie
Osiedla na terenach poprzemysłowych
W Polsce coraz częściej powstają osiedla mieszkaniowe na terenach poprzemysłowych, które mogą być skażone tzw. historycznymi zanieczyszczeniami powierzchni ziemi. Inwestycje te są realizowane nierzadko bez przeprowadzenia remediacji, czyli – zgodnie z art. 3 pkt 31b ustawy Prawo ochrony środowiska – działań mających usunąć lub ograniczyć substancje groźne dla zdrowia ludzi i środowiska. Obowiązek ten spoczywa na władającym gruntem, np. na deweloperze. Na ten problem zwróciły uwagę posłanki: Izabela Bodnar, Bożenna Hołownia, Joanna Mucha, Barbara Okuła, Maja Ewa Nowak, Ewa Szymanowska, zwracając się w interpelacji nr 13590 do ministra klimatu i środowiska.
Problem istnieje, a system nie jest skuteczny
Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że skala problemu jest poważna:
w latach 2014-2018 prawie 30% skontrolowanych urzędów nie zidentyfikowało potencjalnych zanieczyszczeń,
w połowie przypadków z potwierdzonym skażeniem działania naprawcze były nierzetelne,
NIK wykazała też przykłady realizacji inwestycji mieszkaniowych mimo wiedzy administracji o skażeniu gruntu.
Budowa osiedli mieszkaniowych na terenach poprzemysłowych bez wcześniejszej remediacji stanowi poważne zagrożenie zdrowotne i środowiskowe. Obowiązujące przepisy nie gwarantują skutecznej ochrony mieszkańców, a system nadzoru i sankcji jest niewystarczający, dlatego też konieczny jest zintensyfikowany nadzór organów administracji nad planowanymi i prowadzonymi przedsięwzięciami deweloperskimi na terenach, które wcześniej wykorzystywane były na cele przemysłowe – czytamy w interpelacji.
Posłanki zauważają, że państwowy system identyfikacji i usuwania zanieczyszczeń jest nieskuteczny zarówno na szczeblu centralnym, jak i samorządowym. Rejestr historycznych zanieczyszczeń prowadzony przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska (GDOŚ) obejmuje jedynie ok. 55 tys. ha, co stanowi niewielką część realnie skażonych obszarów. Brak pełnej ewidencji utrudnia ocenę ryzyka i planowanie środków na usuwanie tzw. bomb ekologicznych.
Kary niewspółmierne do zagrożenia
Jak zauważa Izabela Bodnar, sankcja z art. 335c ustawy Prawo ochrony środowiska wynosi jedynie 5000 zł, co przy wartości mieszkań sprzedawanych na takich terenach jest karą symbolicznie niską i niewystarczająco odstraszającą.
Konsekwencje tych zaniedbań mogą być poważne – mieszkańcy kupujący lokale, ufając urzędowym pozwoleniom na budowę i użytkowanie, mogą nieświadomie wprowadzać się na tereny skażone substancjami niebezpiecznymi dla zdrowia.
W obliczu nieefektywnego nadzoru i słabych narzędzi prawnych w tekście sformułowano pytania do Minister Klimatu i Środowiska dotyczące m.in.:
wzmocnienia kontroli wykonywania obowiązkowej remediacji,
podniesienia sankcji za jej zaniechanie,
usprawnienia i rozszerzenia rejestru zanieczyszczeń,
identyfikacji najbardziej niebezpiecznych lokalizacji,
stworzenia kanału komunikacji dla obywateli zgłaszających podejrzenia skażenia,
zintensyfikowania kontroli wykonywanych przez wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska.
Podkreślono, że bez skutecznego systemu nadzoru budowa mieszkań na terenach poprzemysłowych może stanowić poważne zagrożenie zdrowotne i środowiskowe.
Zanieczyszczenia powinny być badane, a remediacja jest obowiązkowa
Na interpelację z upoważnienia ministra, odpowiedziała podsekretarz stanu, Anita Sowińska. Wyjaśniła, że przepisy dotyczące zanieczyszczenia powierzchni ziemi zależą od momentu powstania zanieczyszczenia: te sprzed 30 kwietnia 2007 r. regulowane są ustawą Prawo ochrony środowiska (Poś), a nowsze – ustawą o zapobieganiu szkodom w środowisku. Oba akty prawne mają podobne procedury, zasady oceny ryzyka i tryb remediacji (czyli oczyszczania terenu).
Zanieczyszczenia ocenia się na podstawie norm określonych w rozporządzeniu Ministra Środowiska, które precyzuje dopuszczalne stężenia substancji szkodliwych, metody badań oraz działania, które mogą wskazywać na istnienie historycznych skażeń.
W przypadku stwierdzenia zanieczyszczenia obowiązkowe jest przeprowadzenie remediacji zgodnie z planem zatwierdzonym przez regionalnego dyrektora ochrony środowiska (RDOŚ). Jeśli remediacja nie jest prowadzona, prowadzona jest niezgodnie z planem lub nie zgłoszono skażenia – grożą za to kary grzywny, przewidziane zarówno w ustawie Poś, jak i w ustawie szkodowej. Zdaniem ministerstwa obecne narzędzia nadzorcze i kontrolne są wystarczające, dlatego nie planuje się dodatkowej „wzmożonej” weryfikacji, o którą pytali posłowie. Na ten moment nie przewiduje się również zaostrzania kar.
Możliwe zmiany w prawie. Wchodzą przepisy dotyczące monitorowania gleb
Ministerstwo podkreśla jednak, że przepisy mogą wymagać zmian w związku z wdrażaniem nowej dyrektywy UE sprawie monitorowania i odporności gleby (prawo o monitorowaniu gleby, SML), która zacznie obowiązywać od grudnia 2025 r. Dyrektywa zobowiązuje państwa członkowskie m.in. do stworzenia systemowego monitoringu gleb, identyfikacji wszystkich potencjalnie zanieczyszczonych miejsc w kraju, stworzenia ich ogólnodostępnego rejestru oraz podjęcia działań remediacyjnych tam, gdzie stwierdzone jest zagrożenie dla zdrowia ludzi lub środowiska. Proces wdrażania tej dyrektywy potrwa 36 miesięcy i może doprowadzić do zmian w polskich regulacjach.
System identyfikacji skażonych gleb
W odniesieniu do pytań dotyczących rejestru historycznych zanieczyszczeń oraz identyfikacji niebezpiecznych lokalizacji ministerstwo przypomina, że w Polsce już funkcjonuje system identyfikacji skażonych gleb: starostowie sporządzają wykazy potencjalnych skażeń i aktualizują je co 2 lata, władający gruntami mają obowiązek zgłaszać stwierdzone historyczne zanieczyszczenia, a każda osoba może powiadomić starostę o podejrzeniu skażenia.
W przypadku nowych szkód obowiązek zgłoszenia spoczywa na podmiocie korzystającym ze środowiska, a RDOŚ ma obowiązek przyjąć zgłoszenie również od osób trzecich.
Rejestry prowadzone przez GDOŚ – zarówno historycznych zanieczyszczeń, jak i szkód w środowisku – są dostępne dla organów administracji, a w ograniczonym zakresie także publicznie przez system Geoserwis. Dane te mają zostać zmodernizowane i udostępnione w otwartych standardach w ramach projektu API (Application Programming Interface), choć prace są dopiero w początkowej fazie. Również te przepisy mogą ulec zmianie w związku z wdrażaniem dyrektywy SML.
Wzmożonych kontroli nie będzie
Ministerstwo – na podstawie danych uzyskanych od GDOŚ – odpowiada też, że nie są planowane dodatkowe, specjalne kontrole wojewódzkich inspektoratów ochrony środowiska, dotyczące sprawdzania, czy inwestor wykonał obowiązki wynikające z decyzji środowiskowej przed oddaniem inwestycji do użytkowania.
Jednocześnie należy zaznaczyć, że IOŚ [Inspekcja Ochrony Środowiska]prowadzi kontrole nowych przedsięwzięć na etapie przekazywania do użytkowania, w odniesieniu do obiektów lub instalacji realizowanych jako przedsięwzięcia mogące zawsze znacząco lub potencjalnie znacząco oddziaływać na środowisko, o których mowa w rozporządzeniu w sprawie przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko – czytamy w odpowiedzi.
Zgodnie z przepisami inspekcja ma możliwość nakładania kar za naruszanie warunków decyzji środowiskowych. Natomiast organy wydające decyzje środowiskowe – od RDOŚ, przez regionalne dyrekcje Lasów Państwowych, po wójtów i prezydentów miast – powinny mieć wiedzę o ewentualnych historycznych skażeniach na danym terenie, bo jest to kluczowe przy ocenie ryzyka i możliwości realizacji inwestycji.








