Wieczorny rytuał sprzątania. Zaskakująco relaksujący sposób na porządek
Ostatnio wprowadziłam do swojej codzienności rytuał „budzenia” domu, podczas którego wykonuję kilka prostych czynności, które wpuszczają poranek do mojego mieszkania i nastrojowo zaczynają dzień. Odsłaniam zasłony, wpuszczając naturalne światło. Ścielę łóżka. Nastawiam pranie i tak dalej.
Już po tych kilku czynnościach mam poczucie, że sporo zrobiłam dla porządku. Nie przyszło mi jednak do głowy, by podobny rytuał wprowadzić przed snem.
Kiedy odkryłam zasadę „wind-down”, nagle okazało się, że sprzątanie jeszcze nigdy nie było tak, nie boję się tego powiedzieć, relaksujące.
W końcu dla siebie też stosuję wieczorne wyciszenie, takie jak wkładanie wygodnej piżamy, branie prysznica czy gaszenie świateł. Sprawdziłam, jak „wind-down rule” sprawdzi się przy sprzątaniu mojego domu.
Na czym polega zasada „wind-down”?
„Wind-down” w domu to delikatna, mało angażująca metoda sprzątania. Chodzi o wykonywanie prostych czynności, które sprawiają, że poranne wstawanie w czystej przestrzeni jest znacznie przyjemniejsze.
Poświęcając kilka minut przed snem, zmniejszasz ilość obowiązków do zrobienia następnego dnia i tworzysz dużo spokojniejsze otoczenie.
Nie ma sztywnych reguł, co dokładnie powinno znaleźć się w wieczornej rutynie — to zależy wyłącznie od ciebie.
Przykłady? Zmycie naczyń, schowanie prania, szybkie odgracenie stołu, jeśli zalega na nim niepotrzebne rzeczy.
Nie ma też określonego czasu trwania wieczornego sprzątania. Wystarczy 10 minut, ale jeśli masz ochotę, możesz się mu poświęcić nawet przez pół godziny.
Jeśli więc jest coś, czym nie chcesz zajmować się o poranku, wieczorne ogarnięcie da ci lepszy sen i przyjemniejszy start kolejnego dnia.
Ten sposób można dopasować do własnego grafiku. Jeśli wracasz późno po spotkaniu z przyjaciółmi, pewnie nie będzie dużo naczyń do zmywania, ale możesz przetrzeć blat. Jeśli planujesz wcześniejszy sen, sprzątniesz dom szybciej, by szybciej się położyć.

Testuję zasadę „wind-down” Szczerze mówiąc, wiedziałam, że polubię „wind-down rule” jeszcze zanim jej spróbowałam, bo bardzo lubię „budzić” swój dom.
Zbyt często wieczorem patrzę na bałagan i myślę: „ogarnę to rano”
Zamiast dokładać sobie zadań na poranek, postanowiłam wdrożyć „wind-down rule” — i autentycznie odmieniło to moje podejście.
Najlepsze w tej zasadzie jest to, że jakiekolwiek czynności wykonam przed snem, efekty zawsze czekają na mnie rano. Często gdy źle rozplanuję sprzątanie, końcówka dnia upływa na poczuciu satysfakcji... by zaraz potem dwójka maluchów znowu wprowadziła chaos.
Wiedziałam też jednak, że nie chcę zbyt długo sprzątać przed snem, dlatego postawiłam na szybkie, 15-minutowe „wind-down”. Z gąbką w ręku delikatnie przetarłam blaty w kuchni, usuwając okruchy i plamy, by rano wszystko było gotowe. Opróżniłam zlew z naczyń, a nawet szybciutko zamiotłam podłogę.
Na koniec zrobiłam małą rundkę porządkowania i odkładania rzeczy na miejsce.
Jedyny minus „wind-down rule” to fakt, że nie wszystko da się zrobić — odkurzanie, gdy dzieci śpią piętro wyżej, raczej odpada. Właściwie każda aktywność w górnej części domu odpada z racji hałasu.
W praktyce jednak to w ogóle nie przeszkadza. 15 minut całkowicie wystarczyło, by przygotować salon i kuchnię na następny dzień.
Po tygodniu testowania wiem już, że to najspokojniejszy sposób na sprzątanie mojego domu od dawna. Pozwoliło mi to nawet bardziej docenić poranny rytuał „budzenia” domu.
źródło: Tom's Guide from Future Media/Polska Press